error
Nowe zdjecia w galerii
Jestes tutaj: Strona glówna -> News: Witamy ponownie z Włoch
Witamy ponownie z Włoch

Witamy ponownie z Włoch.

Dzień 4

 Środa jak każdy poprzedni dzień była bardzo pracowita i pełna atrakcji. Po śniadaniu tradycyjnie ruszyliśmy na przystanek autobusowy, skąd po opanowaniu zamieszania z biletami ruszyliśmy do Asyżu. Na nas czekały podziemia miasta, spacer po starożytnych korytarzach, fragmenty odnalezionych kolumn, zbiorników na wodę, rzeźb i naczyń dawnych mieszkańców. Samo zwiedzanie zajęłoby pół godziny. Niestety uczniowie z wszystkich grup byli już tak zintegrowani, że przy każdym kamieniu, na każdym zakręcie każdy z każdym wykonywali setki zdjęć. Dobrze, że stare mury wytrzymały błysk fleszy. Kolejnym etapem był musical w języku włoskim „Chiara di Dio”. Przedstawienie odbyło się w niewielkim teatrze w centrum Asyżu. Oczywiście było w języku włoskim. Na szczęście przed rozpoczęciem można było sobie przeczytać w wersji angielskiej to co mieliśmy oglądać. W skrócie spektakl opowiadał historię duchowej więzi pomiędzy Klarą a Św. Franciszkiem. Początkowo młodzież z każdego kraju podeszła z pewną dozą niepewności do przedstawienia w języku włoskim. Na twarzach widać było lekkie wahanie – czy będą to dwie godziny nudy? Dlaczego Patrizia (włoska koordynatorka) wymyśliła taką formę rozrywki dla nas? Przecież tu uśniemy! No i się rozpoczęło. Pierwsze minuty niepewności. Co będzie – czas na spanie i pogaduszki, czy cisza i wpatrzenie w musical. Opiekunowie dyskretnie obserwowali naszą reakcję. Nie musieli się obawiać. Pomimo braku znajomości włoskiego wszystkie głowy były zwrócone w stronę sceny, oczy wpatrzone w aktorów (śliczne aktorki i przystojni aktorzy) a uszy nastawione na intensywne słuchanie przepięknej muzyki . Czas przedstawienia minął w momencie.  Na koniec wszyscy wstaliśmy i długo, bardzo długo biliśmy aktorom brawa ( na ich twarzach widać było ogromne wzruszenie wrażeniem, które u nas wywołali). Dostarczyli nam fantastyczną dawkę pozytywnej energii. Po wyjściu z sali widowiskowej z kolei my zostaliśmy bardzo miło zaskoczeni przez aktorów. Pomimo zmęczenia przedstawieniem znaleźli czas i ochotę, aby wyjść do nas, porozmawiać, zrobić sobie zdjęcia.

I w tak pozytywnym nastroju wróciliśmy do hotelu aby również duchowo i fizycznie przygotować się do tzw. „Charity party”. Założeniem projektu jest szukanie sposobów na zmniejszenie procesu marnowania żywności. W tym celu podczas każdego międzynarodowego spotkania jest organizowany wieczór, podczas którego zbierane są pieniądze na organizacje minimalizujące głód w biednych krajach. My zbieraliśmy dla „World Food Program”.

Na „charity party” składa się zawsze część artystyczna i kiermasz. Na ten etap czekaliśmy z niepokojem.  Tu każdy z nas miał swoje zadanie. Część artystyczną naszego kraju rozpoczął Patryk krótko opowiedział o czym będzie kilkanaście minut należących do grupy polskiej. Pierwszy był Damian, który z ogromną swobodą i zaangażowaniem opowiadał o niektórych polskich zwyczajach. Bardzo pozytywne wrażenie wywarło częstowanie chlebem (specjalnie pieczonym w Polsce na tę okazję) i solą (tu do gości ruszyły Natalia i Sylwia, życząc w języku polskim smacznego). Druga była Edyta. Patrząc wymownie na męską część gości opowiadała o zwyczaju całowania kobiet w dłoń przez mężczyzn. I wtedy na widownie ruszył Patryk i upatrzone panie (według sobie tylko znanego klucza) szarmancko ucałował w dłoń (dobrze, że nie było bisów, ale oklaski były). Teraz do pracy przystąpił Ernest i profesjonalnie, jak by to robił na co dzień zapowiedział występ wokalny Natalii i Sylwii. Dziewczyny z akcentem ludowym w postaci kolorowych chust fantastycznie wykonały ludową piosenkę  „Lipka” a Natalia zakończyła ją niepowtarzalnym piskiem (notabene spowodował zachwyt męskiej widowni). Ogromnymi brawami zakończyliśmy część artystyczną. Każda grupa uczestników miała podobne zadanie : Portugalczycy śpiewali i tańczyli, Bułgarzy  i Turcy tańczyli, Włosi mówili i przygotowali prezentację multimedialną o kraju, Anglicy dali show taneczno - wokalne. Po części artystycznej rozpoczęła się sprzedaż przywiezionej przez wszystkie grupy krajowych produktów. Na stołach były tureckie chusty, oliwki i kawa, bułgarskie różane dżemy, portugalskie miody i ciasta, angielskie herbaty, włoskie słodkości oraz oczywiście nie mogło zabraknąć polskiej kiełbasy, ogórków kiszonych, marynowanych grzybków oraz typowo opoczyńskich akcentów – ręcznie malowane wydmuszki, opoczyńskie pasiaste serwetki, koronkowe  i haftowane obrusy. Nabywcami byli rodzice naszych włoskich kolegów, zaproszeni goście, nauczyciele. Razem zebraliśmy kwotę 391 euro, która w całości została przekazana na koto organizacji „World Food Program”.

Dzień 5 – wizyta w Perrugii

Tradycyjne zamieszanie na początek dnia. Wybrani uczestnicy mieli jechać obejrzeć  do Bastii drugi budynek goszczącej nas szkoły. Wiozący nas autobus przyjechał z pewnym opóźnieniem (tu się nikt nie spieszy). Wsiedliśmy i po 10 minutach byliśmy na miejscu. Szkoła mieści się budynku, który miał być przeznaczony na hospicjum. Przywitały nas marmurowe schody, przestronne balkony i bardzo małe sale. We  szkołach, w których byliśmy nie ma szatni. Ubrania wiesza się na wieszakach w sali lub po prostu się w nich siedzi. Sale były pomalowane na jasne kolory. Większość z nich wyposażona była tylko w ławki i krzesła. Nie ma porównania do naszej szkoły z laptopami, tablicami interaktywnymi i projektorami w każdej sali. Wyszliśmy ze szkoły bardzo podbudowani i tu niespodzianka. Pan kierowca zapomniał, że ma nas zawieźć do szkoły (tak tu często bywa). Na szczęście po 20 minutach został zlokalizowany i mogliśmy wrócić do Asyżu. Na szczęście zdążyliśmy zabrać resztę uczestników projektu i szybko pomaszerować na dworzec. Jeszcze tylko kupiliśmy bilety w automacie i możemy czekać na pociąg. Ten raczej zawsze jest punktualnie. Tym razem też tak było. Zadowoleni wsiedliśmy do wagonu i zajęliśmy bardzo wygodne miejsca. Niestety nie na długo. Przyszedł pan konduktor i poinformował nas , że siedzimy w I klasie i musimy się przenieść. I znów 40 osób ruszyło wzdłuż wagonów w poszukiwaniu drugiej klasy. Na szczęście jakością nie różniła się od pierwszej (naprawdę bardzo dobre warunki o podróżowania). Minęło pół godziny i byliśmy na miejscu. Tu czekała na nas kolejna niespodzianka – pierwszy raz jechaliśmy minimetrem. Jest to metro bez kierowcy. Jeżdżą same wagoniki po specjalnych torach rozmieszczonych częściowo na powierzchni ziemi i pod nią (fantastyczny i szybki środek transportu). Perrugia to bardzo malowniczo położone miasto, stolica regionu Umbria we Włoszech. Jej zabytkowa część położona jest na bardzo wysokim wzgórzu. Wraz ze wspinaniem się wagoników metra roztaczał się przed nami coraz piękniejszy widok. Kręte , wąskie uliczki, wysokie kamienne domy oraz kwiaty na ścianach domów tworzyły niepowtarzalny nastrój. Jednak największych wrażeń dostarczał widok z samego szczytu Perrugii. Piękna pogoda pozwoliła nam na podziwianie prawie całej Umbrii. I tu ponownie zaczęła się niekończąca się sesja fotograficzna – Sylwia w artystycznej pozie na ławce, Edyta preferowała zdjęcia przy murkach, Natalia jako tło uznawała głównie schody, Damian zdecydowanie lubi zdjęcia w pozycji na baczność z lekkim uśmiechem (domyśl się co myślę), Ernest to urodzony przywódca (zdecydowana postawa i gestykulacja rąk) natomiast Patryk dwoił się i troił by sprostać wysokim wymaganiom kolegów. Dobrze, że chociaż p. Ilona zrezygnowała z jego usług. Jej osobistym fotografem został Damian (miał ogromną cierpliwość do oczekiwań koordynatorki projektu). Na to wszystko z boku patrzyła p. Monika i co chwila przywoływała grupę i kierowała do kolejnych ciekawych miejsc. Rada naczelna naszej grupy ( w postaci p. Moniki i p. Ilony) nie słuchając opozycji (czyli my uczniowie)zadecydowała o odłączeniu się podczas zwiedzania od Portugalczyków, Turków, Anglików, Bułgarów (każda później zresztą zwiedzała samodzielnie). Nieświadomi niczego zgodziliśmy się na ten wariant (to był nasz pierwszy tego dnia błąd). P. Monika wzięła plan miasta w rękę i się zaczęło. Każda uliczka zabytkowej Perrugii była przez nas zdeptana przynajmniej raz (niektóre kilka razy), każde schody przeszliśmy raz w górę, raz w dół. Nigdy więcej takiej ilości kilometrów w nogach. Niestety nie wiedzieliśmy co będzie dalej. Dla zmylenia przeciwnika p. Monika zarządziła krótką przerwę na przekąskę, naradziła się z p. Iloną i za chwilę przedstawiły kolejny genialny plan, na który ponownie nieświadomi tego co nas czeka zgodziliśmy się (to był nasz drugi błąd). Według p. Moniki najlepszym sposobem poznania miasta jest przejście go pieszo. Oczywiście nie wiedząc co nas czeka ochoczo ruszyliśmy przez miasto w kierunku stacji kolejowej. Warto zaznaczyć, że szliśmy z planem miasta obejmującym tylko starą część Perrugii a stacja kolejowa była na jej drugim końcu (jak się później okazało). Po drodze pomocy szukaliśmy u napotkanych uczniów włoskich, pani z nowego audi, kolejnej pani ale bez audi. Udało się i po 3 godzinach marszu naszym oczom ukazała się najpiękniejsza (w tym momencie) stacja kolejowa. Jeszcze tylko godzina czekania na pociąg (poprzedni odjechał 10 minut przed nami) i byliśmy w Asyżu. Po doczłapaniu się do hotelu urządziliśmy zasłużoną sjestę. Nigdy więcej takich spacerów.

Dzień 6 -  Activities i spacer w słońcu do Asyżu

Tego dnia już na śniadaniu była pierwsza niespodzianka. Koordynatorki i opiekunowie poszczególnych grup wpadli na nowy pomysł. Schodząc do jadalni nie zastaliśmy stołów dla Polaków, Anglików i pozostałych grup. Na każdym stoliku była kartka z imionami z różnych grup. Nauczyciele siedzieli już przy swoim stole i z rozbawieniem obserwowali nasze zaskoczone miny. Nagle okazało się, że siedzimy obok Turka, Anglika, Portugalczyka, Bułgara a nie obok swoich rodaków. Niektórym to odebrało apetyt i było to chyba najszybsze i najbardziej ciche śniadanie podczas całego pobytu. Oczywiście nasze zaskoczenie zostało uwiecznione na fotografiach. To nie koniec niespodzianek. Po przyjściu do szkoły kolejne roszady. Nie ma grup ćwiczeniowych z jednego kraju, znów nas pomieszali (to już chyba będzie tradycją). Zostaliśmy podzieleni na 5 grup i każda w postaci plakatu przygotowywała swoje zagadnienia dotyczące tematyki projektu. W podsumowaniu każda grupa prezentowała swoje przemyślenia. Było bardzo sympatycznie, wspólna praca spowodowała coraz większą integrację uczestników.

W godzinach południowych nasze opiekunki wpadły ponowione na pomysł pieszego spaceru, tym razem do Asyżu (ostatnie pamiątki, ostatnie zdjęcia). Tu orientacją w terenie popisał się Ernest. Poprzednich wieczorów ćwiczył formę biegając po okolicy. Zaprowadził nas malowniczą drogą do miasta na wzgórzu. Przed nami w pięknym słońcu roztaczał się niepowtarzalny widok. Warto było zrezygnować z autobusu. Długi spacer i świeże powietrze wywołały u nas gwałtowną potrzebę zjedzenia. Pani Ilona i P. Monika zadowoliły się ogromnymi lodami, my woleliśmy coś konkretnego. Poszliśmy na pizzę. I tu niestety popełniliśmy błąd. Zapomnieliśmy, że około 15 we Włoszech jest sjesta. Zastaliśmy zamkniętą pizzerię. Nie pozostało nam nic innego jak siąść na murku pod barem i czekać.  Nasze brzuchy wołały jeść a tu nadeszły zadowolone panie i miały niezłą zabawę z naszych głodnych min. Po około godzinie doczekaliśmy się  upragnionej pizzy. Znikła w 5 minut. Mogliśmy udać się do hotelu i rozpocząć przygotowania do pożegnalnego wieczoru. Co było opowiemy już w szkole. Jedno warto zaznaczyć, że polały się obficie łzy.

Data dodania: 2011-11-28